Drodzy nasi Goście! Pisząc ten list chcemy podziękować za wszystkie Wasze pytania, słowa otuchy i solidarność!… No cóż, zgodnie z rozporządzeniem Min. Zdrowia z 13.03.2020 zakazano m. in. działalności agroturystycznej. Tak więc podporządkowaliśmy się i czekamy aż wirus zostanie pokonany…
U nas piękna wiosna! Panoramy z Bani dalekie – aż po zaśnieżone Tatry i Slanske Vrchy. Beskid z każdym dniem ożywia się, przepełnia gwarem lecących na północ – w Wasze strony – żurawi, widzieliśmy już pierwszego bociana czarnego, wokół chaty uwijają się pliszki, rudziki i kosy. Lada chwila swe gniazda w Jaśliskach zajmą tamtejsze bociany białe. Z lasu schodzą sarny. Wilki i lisy uganiają się po łąkach za samicami w ruji, żbik miauczy marcowo, a gdzieś na Jaworniku i Polańskiej kręci się misia mama z dwoma niedźwiadkami.
Wiosna inna jest jednak niż zwykle… Pusto i cicho jakoś wyjątkowo na szlakach, doliną przejeżdżają tylko wojskowe samochody do przywróconego posterunku granicznego w Czeremsze. Wszystko przepełnia jakiś smutek i trwoga… Nie, nie poddajemy się! Wszystko działa, nie ma żadnych braków
aprowizacyjnych. Ludzie powoli wracają z miast i zagranicy do domu. Dyscyplina i kwarantanna. Przed przejściem w Barwinku (jedynym czynnym ze Słowacją oprócz Chyżnego) czeka się na wjazd kilka godzin. Korek ponoć ciągnie się aż do Svidnika. W jaśliskim sanktuarium codziennie specjalne nabożeństwa, transmitowane w Internecie. Mówią, że modlitwa to szpital i kwarantanna dla duszy… Czas na odkładane porządki, lekturę, zaległe filmy. Czas na refleksje… Przypominają się opowieści mego dziadka, który w Nowym Sączu przeżył epidemię hiszpanki. Trwała dwa lata! A druga fala epidemii była gorsza od pierwszej… Ponoć dotarła wraz z bolszewickim najazdem… Mój pradziadek, wówczas silny, 40-letni mężczyzna, zakaszlał się ostatecznie na śmierć w 1921 roku. Chorowali wszyscy, młodzi przetrwali z jednym wyjątkiem. Zostali sami, bez ojca żywiciela, który przywlókł wirusa gdzieś z sądeckiej parowozowni czy stacji kolejowej, pełnej żołnierzy różnych armii, narodowości i pochodzenia, pełnej powojennych maruderów i jenieckich transportów…
Dziś wiemy więcej, chronimy się, zapobiegamy, ale czy jesteśmy w zasadzie mniej bezradni i bezsilni niż oni wtedy?…
Nieuchronne pytanie – kiedy to się skończy?! Bez gości nie mamy żadnych przychodów. Z dnia na dzień… Jako prowadzący agroturystykę jak zwykle znaleźliśmy się w czarnej dziurze prawnej. I na żadną „tarczę antykryzysową” liczyć nie możemy, przynajmniej na razie. Bo przecież ani nie płacimy ZUS tylko KRUS, ani nikogo (poza sobą samymi) nie zatrudniamy, ani nie pracujemy na umowę o dzieło czy zlecenie… Rezerwacje na sezon przyjęte a co będzie jeśli nie będziemy mogli gości przyjąć?!
Póki co staramy się korzystać z tego, czego brakuje Wam w miastach – możliwości samotnych spacerów praktycznie w nieograniczonej przestrzeni. Utrzymujemy łączność z bliskimi, przyjaciółmi i znajomymi. Dobrze słyszeć i od Was! Żyjemy nadzieją że wirusa pokonamy, choć pewnie nie bez strat i trudów. I nadzieję przynosi myśl, że znów będziecie do nas przyjeżdżać, że zaraza będzie tylko wspomnieniem i tematem gawęd. O tym myślimy i na to najbardziej czekamy! Wirus nie zabija nadziei!
Trzymajcie się zdrowo! I wracajcie w góry jak najszybciej!